poniedziałek, 25 grudnia 2017

Bajka o ogniu



Łukasz i Krzysztof bawili się zapałkami. Był to nowoczesny wynalazek, objęty ścisła tajemnicą państwową, który zastąpić miał powszechne do niedawna w użyciu krzesiwo, krzemień i hubkę. Na zajęciach wojskowych chłopcy poznawali sposoby na rozniecanie ognia i starali się zgłębić inne tajemnice ludzi dorosłych. Wiedzieli, że krzesiwa były wykuwane z miękkiej stali. Ogień, a właściwie iskry, krzesano uderzając krzesiwem o krzemień. Aby zapłonął ogień, potrzebna była jeszcze hubka, na którą te krzesane iskry podały. Hubkę robiono z grzybów. Musiała być bardzo sucha i bardzo drobna.
Najlepiej do tego celu nadawały się grzyby hubiaka pospolitego Fomes fomentarius, czyli z łaciny podpałka zapalająca, rosnącego na bukach i brzozach, a także czyreń ogniowy, porek brzozowy, pniarek obrzeżony. Grzyby te suszono i rozdrabniano. To co z nich zostało, było hubką, rozpalającą się od byle iskry. W Anglii od rzymskich czasów, do trzymania ognia (taka ówczesna zapalniczka) była używana Daldiia concentrca, także grzyb. Była bardzo łatwo zapalna, jeśli była stara i długo trzymała ogień.
Wszystko to było takie skomplikowane nie bez powodu. Dorośli obawiali się, że jeśli będzie łatwo rozpalić ogień, to dzieci, bawiąc się nim, coś zaraz spalą. Dlatego dodatkowo straszyli jeszcze chłopców, że jak będą się bawić ogniem, to się w nocy posikają. To była hańba nad hańbami i chłopcy długo bali się tej groźby. Ale lata płynęły, sikać do łóżek przestali, a do ognia nadal ich ciągnęło.
I nagle pojawiły się w domu Króla zapałki.
Przyniósł je jakiś dziwny człowiek, nazywał się chyba Nabel. Od dzieciństwa robił dziwne wynalazki, mieszał jakieś mikstury, siarkę, saletrę i inne dziwactwa. Podobny był do czarownika, a może nawet nim był.
Król Eryk zawsze był ciekawy nowego i przed laty przygarnął go do swojego pałacu. Czasami tego żałował, szczególnie wtedy, gdy kolejne, nieudane wynalazki, wysadzały w powietrze drzwi lub okna, pozbawiały okoliczne krowy słuchu lub mleka, albo też wzbudzały paniczny strach u wieśniaków, którzy wynalazcę uważali po prostu za diabła.
A jednak się opłaciło. Pewnego dnia, gdy hubka i krzesiwo zginęły i służba daremnie usiłowała zapalić ogień w kominie, żeby nagrzać w sypialni królewskiej, wszedł Nabel i podał królowi pudełko z patyczkami. Król, po krótkich objaśnieniach, zapalił zapałkę, a wszyscy oniemieli.
Od tej pory było łatwiej. Najbardziej chłopcom. Ukradli jedno pudełko wynalazcy i popędzili z pałacu. Najpierw zapalili ognisko. To było mało ciekawe.
Potem podpalili kopę siana. Ładnie płonęła i było trochę atrakcji. Następnie zamarzyli podpalić zamek króla Narona z sąsiedniego państwa, którego bardzo nie lubili. Tu poszło znacznie gorzej. Król nie tylko złapał ich i złoił im siedzenia, to na dodatek zabrał im zapałki. Mogli być oskarżeni o zdradę tajemnicy państwowej, a nawet o zdradę stanu. To już nie były przelewki. Ze spuszczonymi głowami wrócili do domu i usiedli w swoim pokoju. Przez okno widzieli, jak daleko na horyzoncie, wybuchał jeden pożar za drugim. To król Naron, zafascynowany nowym wynalazkiem, podpalał dom za domem w swojej stolicy. Podpalał, patrzył w ogień i śpiewał pieśń o ogniu. I znowu podpalał, i znowu, i znowu. On śpiewał, a ludzie płakali.
Chłopcy byli przerażeni oglądanymi obrazami. Do oskarżenia o zdradę mogło dojść jeszcze oskarżenie o podżeganie. Podżeganie do podpalania. Katastrofa.
Co robić, co robić? Nie wiedzieli. W takich sytuacjach najlepiej było pobiec do Babci. Mamy się bali, a Babcia zawsze ich obroniła i jeszcze potrafiła znaleźć jakieś wyjście z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Gdy wbiegli przerażeni do kuchni, babcia właśnie piekła z kucharką pieczeń na uroczystą kolację. Wielki ogień opiekał kręcące się na rożnach pieczenie, podgrzewał gary z zupą, piekł chleby i w ogóle – wykonywał pożyteczną robotę – na której efekty z niecierpliwością czekało wiele ludzi. Tu tak było. A w sąsiednim państwie? Tam ogień szalał jako groźny, ogromny pożar, zabijający ludzi i zwierzęta.
Chłopcy od razu zauważyli różnice. Gdy opowiedzieli Babci o całej sprawie, ta powiedziała: z każdą prawie rzeczą jest tak, że może służyć dobrym sprawom, gdy mają ją w rękach mądrzy ludzie i złym sprawom, jeśli w ręce wezmą ją szaleńcy. Wy jesteście na rozstaju dróg. Jedna z nich wiedzie do mądrości i dobra, druga wiedzie do głupoty i zła. Musicie wybrać. Wierzę, że wybierzecie właściwie. Teraz idźcie do Dziadka i wszystko mu opowiedzcie.
Nie było sądu, nie było chłosty ani innej kary. Dziadek spokojnie wysłuchał opowieści wnuków, mrużąc jedynie brwi, jakby widział ten wielki ogień. Potem poprawił koronę i powiedział: Widzicie więc, ile zrobiliście złego, wykradając ogień z domu i bezmyślnie dzieląc się nim z nieodpowiedzialnymi ludźmi. Nie jesteście pierwsi. Już wielu przed wami tak zrobiło, więc przywykłem. Wielu zrobiło to nawet z miłości do ludzi. Pierwszy z nich nazywał się Prometeusz. Najczęściej jednak kończyło się tak, jak w waszym przypadku. Wykradziony ogień, to ogień szaleńców. Ogień przekazany, to światełko pokoju i ogniska domowego.
Zapamiętajcie to sobie. A teraz idźcie do lodowni i włóżcie swoje głowy i dłonie w lód i potrzymajcie je w nim jakiś czas. Myślę, że wam przejdzie.
Gdy chłopcy wyszli, król zamyślił się głęboko. Co jest w ogniu, że tak wszystkich do niego ciągnie, że tak urzeka swą mocą, swoją tajemnicą? Niszczy i buduje. U nas pewnie bardziej buduje. Król siedział na tronie, wpatrywał się w płonące na kominku drwa, ciepło otulało go coraz bardziej, ogień cicho szumiał, drewno strzelało, iskry skakały i wywijały jakieś dziwne łamańce przed oczami, jakby chciały zaczarować i uśpić Króla. Król cicho szeptał: Ogień, ogień, ogień, ogień. I nie było wiadome, czy widział ogień wielkiej wojny, czy ogień olimpijski. Oooogień.
Więc i Horacy zamruczał cicho do wtóru.
Kiedy się w Ogień wpatruję,
Jego mnie ciepło przenika,
A iskra która jest we mnie,
Wystrzela jasnym płomieniem.
Kiedy do Ognia się zbliżam,
Żar jego czuję na twarzy.
Pożar, co we mnie ukryty,
Wybucha z siła największą.
I płonie we mnie ten Ogień,
Jasność po Świata stworzeniu,
Iskierka Bożej wszechmocy
Pozostawiona w człowieku.
Ogień, ogień ogromny.
Ogień, ogień przedwieczny.
Czystość i oświecenie.
Cel swój wybiera sam.
Ogień, ogień niszczący.
Ogień wszystko trawiący,
Z Sodomy i z Gomory
Spoza piekielnych bram.
Ogień, ogień słoneczny,
W jasności swej odwieczny,
Na śmierć i narodzenie.
Ogień ten w sobie mam.
Gdy drzwi do siebie zamykam,
Kiedy uciekam od świata,
Ta Iskra tli się wciąż we mnie
Jak światło wieczne świątyni.
Gdy się otwieram do ludzi,
Płomień wybucha jak pożar,
I wszystko w koło ogarnia.
Płonie wraz ze mną ogniście.
Wciąż się spalamy w tym ogniu,
Ofiary dnia codziennego,
Spełniamy przeznaczenie
Spalania życia swojego.
Wszystkich nas Ogień ogarnie
Wszystkich nas Ogień przygarnie
Bo przychodzimy by płonąć
I odchodzimy w płomieniach
Ogień, ogień, ogień, ogień.
Ooooogień.
Żadnych „wszystkich”, Horacy. Mów za siebie – powiedziała Babcia, która weszła cicho do komnaty, przykryła króla kocem i wyszła. A Król spał i śnił. Z nim spał Horacy, cicho mrucząc. Iskry padały obok pieca. Hubki i krzesiwa nadal nie odnaleziono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz