poniedziałek, 25 grudnia 2017

O myśleniu lateralnym, czyli bajka o gościach z Afryki,





nowa wersja starej bajeczki- fakt, wyrwana z kontekstu może być nie dla wszystkich strawna

Z wizytą do Króla Ambrożego i Domlandii przybył z niezapowiedzianą wizytą Lypne Dynygala, król afrykańskiego kraju Aksjum, zamieszkałego przez dzielne plemiona Sabejczyków.
Wraz z nim przyjechała cała wielka rodzina, w tym pierwsza żona Gala i dwoje ich dzieci. Córka imieniem Makeda była piękną i mądrą dziewczynką i od razu spodobała się Łukaszowi, który – będąc jeszcze zbyt młodym – w dziewczynkach cenił nade wszystko inteligencję, nie wiedząc, jakie w przypadku kobiety może ona nieść zagrożenia.
Natomiast syn króla, czarny jak noc chłopczyk o rozbieganych oczach i drwiącym uśmiechu, nie spodobał się żadnej z panien na dworze króla Ambrożego. Wiktoria bała się ciemności, a Natalia nie lubiła bezczelnych, świdrujących oczu. Na dodatek jego imię – Menelik – zupełnie źle się dziewczynkom kojarzyło. Nie do końca wiedziały z czym, ale na pewno z czymś nieapetycznym.
W jednym czasie działy się różne rzeczy. Królowie prowadzili mądre, dyplomatyczne rozmowy, głównie o stosunkach bilateralnych – co w przełożeniu na język normalnych ludzi oznaczało: jeśli ty będziesz dobry dla mnie , to ja spróbuję być dobry dla ciebie. Królowe skupiły się na stosunkach multilateralnych – co znowu oznaczało, że obmawiały swoich znajomych, w tym inne żony króla. Chociaż w tym przypadku należało by raczej mówić o stosunkach multikulturalnych, czyli takim babskim multi – kulti. Za to dzieci zamknęły się w różnych zakamarkach królewskiego domu i robiły swoje, dziecięce.

Łukasz z Makedą siedzieli w bibliotece, pośród mnóstwa starych ksiąg, pamiętających podobno dłonie proroków i prowadzili bardzo poważne rozmowy. Makeda mówiła o wszystkim, co leżało jej na sercu. Chociaż szczególnie o jednym. Łukasz także dzielnie stawał w dyskusji i nie było sprawy, na którą nie dałby jej odpowiedzi. Pod koniec rozmowy Makeda nie kryła swego podziwu i na koniec powiedziała do Łukasza: „Mądrością i dostatkiem wiedzy przewyższyłeś ten rozgłos, o którym słyszałam od rodziców. Szczęśliwi będą twoi poddani, gdy zaczniesz im królować, szczęśliwa będzie twoja żona, która będzie w twej obecności podziwiać twoją mądrość. Przyjdą dobre czasy dla twojego królestwa a ty będziesz królował, aż wszystkie siedem znaków na niebie i ziemi nastąpi”.
Cholera, coś mi tu nie pasuje – pomyślał Łukasz po tej tyradzie i głęboko się zamyślił. Tak głęboko, że Makeda pomyślała: usnął. Prawie zaspokojony. Coraz więcej mam w sobie kobiecości.
Nie doceniła jednak mądrości Łukasza. On po chwili ocknął się z zamyślenia. Już ja cię urządzę – pomyślał. W czasie kolacji kazał dosypać jej do jedzenia wiele przypraw, powodujących łaknienie. Gdy w nocy szukała w lodowni czegoś do picia, zaskoczył ją, świecąc latarką w oczy. Przestraszyła się bardzo. Tak bardzo, że poruszyła się powierzchnia jej nocnej koszuli, a wyoblone już wyraźnie pod nią wzgórki zaczęły się to bardziej wyoblać, to równać, to zapadać, a ona, przez jakiś czas nie wiedziała nawet, gdzie się znajduje i w przestrachu zaczęła się kręcić jak zabłąkana owca.
To chyba nastąpił ten siódmy znak, który przepowiedziałaś – powiedział Łukasz. Zwodziłaś mnie, a może i siebie, opowieściami o końcu świata, a teraz sama jesteś zaskoczona. Koniec świata następuje zawsze wcześniej, niż myślą prorocy. Albo później. I zawsze zresztą są nim zaskoczeni. Tak jak ty teraz. Zresztą czy świat się kończy, czy zaczyna, jakaż różnica w wadze wydarzenia? Tym razem jednak wydawać się może, że dla nas się zaczyna i to może być przyjemne.
Makeda zwana także przez rodziców Michaldą, stała ze spuszczonymi oczami, a czerwony rumieniec na twarzy czynił ją coraz bielszą. Zapadała się w sobie, w swojej pamięci i w swoim jestestwie. Odpływała myślami prawie do Arabii Szczęśliwej, skąd wywodził się jej ród, nomadów i kupców pustyni i osunęłaby się na ziemię, gdyby nie silne ręce Łukasza.
Zaciągnijmy na jakiś czas żaluzje w oknach ich pokoju i wróćmy do pozostałych dzieci. W czasie, gdy Łukasz z Makedą siedzieli jeszcze w bibliotece, dziewczynki bawiły się z Menelikiem. Czyniły to bez ochoty i bez przekonania. I pewnie słusznie. Dla Menelika nie istniała własność, nie istniała żadna świętość. Osobiste rzeczy dziewczynek traktował jak swoje, wyśmiewał się z ich lalek i pluszaków. Największą świętość Wiktorii, małego Misiaczka Pluszaczka, który leżał zamknięty w pozłacanej szkatułce, podobnej do największej relikwii Królestwa, i którego Wiktoria nikomu nie pozwoliła dotknąć, wyrzucił na ziemię, a potem schwał do kieszeni. Oczywiście do swojej. Widząc zmartwione dziewczynki, długo go szukał z nimi, także udając rozpacz i nie znalazł. Nie dość tego: po chwili znowu strasznie się wymądrzał. Opowiadał dziewczynkom jakieś niestworzone historie o swoich podniebnych lotach na maszynie podobnej do ptaka, która była posłuszna jego woli i która myślała, o swoich poddanych, którzy wszystko za niego robili, od dziewczynkach, które miał poślubić.
Nasze dziewczynki, które nie zawsze dużo myślały, nie uwierzyły, że maszyna myśli i to opowiadanie ostatecznie utwierdziło ich w niechęci do małego gościa. A jeszcze myśl, że mogłyby być jednymi z wielu żon! O nie! To już zupełnie go pogrążyło.
Wróćmy jeszcze raz do naszych starszych – a teraz tym bardziej – bohaterów. Do pokoju, w którym leżeli Łukasz i Makeda, zupełnie przez przypadek wpadł Krzysztof z podsłuchanym gdzieś wierszem pod tytułem: Podróż do Arabii szczęśliwej, i mimo wielkiej ich w tym momencie niechęci do poezji, przeczytał go z dziką satysfakcją.
Pąsowe wstążki bicza wiatr rozwiał przelotny
i niebo jest gwiazd pełne jak Afryka ptaków,
konie noga za nogą, koła – jako-tako,
a woźnica pijany i bardzo samotny.
Kobieta to muzyka, to dużo muzyki,
noc naokół kobiety to jest szczęścia dużo;
zaraz księżyc przeleci wielką srebrna burzą
i w rowach zakołują świetliki, ogniki.
Jadą w karecie piękni, ramiona oparli
na poduszkach pachnących – o, nocy jedyna!
Śpiewa szafir i droga, i każda godzina…”

Oni serca na oścież dla siebie otwarli. (KI Gałczyński – prawie)
But rzucony w kierunku poezji zakończył szybko jej krótką promocję.
Jednak kontakty wzajemnie – zarówno bi- jak i multi – kulturalne i lateralne nie zakończyły się sukcesem. Królowie, niestety, nie mogli dojść do porozumienia. Po latach kronikarz Jeremi napisałw 6 rozdziale swojej księgi, że Król Ambroży, za namową swojego Głównego Doradcy, odrzucił propozycję wymiany pomiędzy Domlandią i afrykańskim Aksjum, polegającej na dostawie nowoczesnych produktów i idei za wielu afrykańskich niewolników. Panie królowe ostatecznie nie uzgodniły jednej formy sukienki na co dzień i od święta. Makeda zwana Michaldą pozostawiła po sobie czar słów i grozę przepowiedni, ale także wspomnienie . Menelik ostatecznie był gwoździem do trumny Przymierza pomiędzy tak różnymi narodami.
Tym niemniej, pożegnanie gości było długie i serdeczne.
Niestety, myślenie lateralne, „jako zdolność do tworzenia pozornie nieistniejących połączeń i świadoma rezygnacja z gotowych rozwiązań i wzorów na rzecz znalezienia lepszych rozwiązań” w tym czasie jeszcze nie znalazło uznanie we władzach Królestwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz