poniedziałek, 2 grudnia 2019

Bajka 20 - O Dobrej Wróżce




 (Olga Boznańska - Autoportret)

Babcia dzieci króla Horacego była Dobrą Wróżką. Była także mamą króla. To oczywiście było kiedyś, przed laty. Gdy dzieci były jeszcze całkiem małe i siedziały wokół Babci opowiadającej im bajki, ona powiedziała, że za klika dni musi wyjechać w długą podróż i nie wie kiedy wróci. Być może, że nie wróci już nigdy, jeśli podróż będzie trudna i niebezpieczna.

Dzieci zaprotestowały głośno, dziewczynki rozpłakały się a chłopcy posmutnieli. Żadne dziecko nie wyobrażało sobie, że można żyć bez Babci. I to Babci, która była Dobrą Wróżką. Co robi wróżka a Dobra Wróżka w szczególności, żadne z dzieci nie wiedziało dokładnie. Słyszały tylko na co dzień, jak wszyscy ludzie – rodzice, dworzanie, służba, ludzie ze wsi – mówili, że Starsza Pani to Dobra Wróżka, że nie ma drugiej tak dobrej osoby na całym świecie.

Starsza Pani nigdy nie pozwoliła wyciąć drzewa lub krzewu, zerwać kwiatu i jaskółczego gniazda, przepędzić głodnych sarenek z buraczanego pola albo dzików, szukających mroźną zimą jedzenia, jeśli nie było to absolutnie, ale to absolutnie konieczne. Nie, nie była żadnym ekologiem ani nie należała do żadnych organizacji, walczących o to, by jak najwięcej na świecie było zieleni, nawet jeśli w tej walce trzeba by skrzywdzić ludzi. Ona po prostu kochała wszystko, co było żywe. Każde życie pochodziło od Pana Boga i tylko on mógł nim rządzić. Tak uważała. Uważała też, że człowiek dostawał od Pana Boga pełnomocnictwo do zabijania tylko w szczególnych przypadkach. Tak wychowała swojego syna. Ambroży, gdy był jeszcze młodym księciem, łatwiej mógł zabić na wojnie wroga, niż wyciąć drzewo w ogrodzie. Tak wychowywany król Ambroży nigdy nie zabił na obiad żadnego indyka, mimo, że zabijał na wojnie i na polowaniach ludzi i zwierzęta. Wojna – wiadomo, męska rzecz. To święty obowiązek księcia i króla, by bronić swojego narodu przez wrogiem. Na to Starsza Pani się zgadzała, chociaż zawsze i do końca prosiła, by próbować zawrzeć pokój. Ale polowań i zabijania zwierząt bez potrzeby nigdy nie mogła swojemu synowi wybaczyć.

Gdy Starsza Pani przygotowywała obiad, to wszystko co żyło, zanim znalazło się na kuchennym stole - warzywa, owoce, zabite przez służbę kury – było poświęcane, jakby miało być darem ofiarnym na ołtarz Boga w świątyni. Także każdy kęs jedzenia, każdy okruszek chleba nie mógł się zmarnować, nie można ich było wyrzucić, bo Starsza Pani uważała, że są święte.

Starsza Pani miała różne role do spełnienia w swoim długim życiu. Kiedyś była śliczną księżniczką, potem była żoną Króla Eryka, była Mamą księcia Ambrożego, była Straszą Panią dla swojej służby, Królową dla swoich poddanych, Dobrą Sąsiadką dla innych królowych, Dobrą Wróżką dla wszystkiego co żyje i Najukochańszą Babcią dla swoich wnuków. Te dwie ostatnie role Starszej Pani dzieci lubiły najbardziej.

Jak była Babcią czytała wnukom bajki i opowiadała o tym, jak dawniej się żyło, kiedy nie było telefonów, samochodów, telewizorów i supermarketów. Zresztą wtedy prawie niczego nie było i dzieci długo nie mogły zrozumieć, jak można było żyć w takim świecie. Dopiero słuchając opowiadań Babci, przekonały się, że być może wtedy żyło się nawet lepiej niż dziś. A na pewno nie gorzej i na pewno o wiele ciekawiej. Tyle się wtedy działo niezwykłych spraw, wszystko było wspaniałe i zadziwiające. Zrobienie najprostszej rzeczy było niesłychanie skomplikowane. Na przykład nie było gwoździ ani śrub. I jak można było wtedy zrobić stół? Dzieci nie wiedziały. Nie było też tworzyw sztucznych, z których teraz jest wszystko zrobione, nie było żarówek, nie było kuchenek gazowych, kranów z wodą w domu, lodówek, pryszniców, ciepłych kurtek, a każdy miał tylko jedne buty i to liche.
Wtedy, żeby żyć, najlepiej było być wróżką. Dlatego pewnie Babcia została Dobrą Wróżką. Tak dzieci myślały, bo inaczej nie mogły sobie wytłumaczyć, jak Babcia umiała sobie ze wszystkim dać radę. No, chociażby z wykształceniem ich Taty, jak nie było wiecznych piór i komputerów. Ani wikipedii.

Babcia jako Dobra Wróżka umiała zrobić dla dzieci wiele najróżniejszych niespodzianek. Można je było potem nazywać nawet cudami. Umiała upiec na starym, kaflowym piecu, o którym dzieci nie wiedziały nawet, że jest piecem, wspaniałe placki. Miesiła rękami ciasto, formowała cienkie placki i kładła je na rozżarzoną blachę pieca. I czegoś tak dobrego nie można było kupić w żadnym supermarkecie, nawet największym. Albo nad wielkim garnkiem z wrzącą wodą wyczarowywała z ciasta dziwne, białe kule, które tak inaczej smakowały od ciastek z fabryki cukierniczej. Albo piekła na święta najlepsze serowce. Albo potrafiła uszyć lalkom najpiękniejsze sukienki. Albo opowiadała najdziwniejsze historie z dawnych lat. Albo śpiewała pieśni, jakich już nikt nie pamiętał. Albo, albo, albo.. Tych albo było bardzo, bardzo dużo. Każdy dzień zaskakiwał dzieci wciąż nową niespodzianką, której autorką była Babcia.

Babcia zawsze pachniała jakimiś tajemnymi zapachami, ni to kwiatów, ni to liści, ni to skoszonej trawy. Były to zapachy piękniejsze od zapachu Chanel, Armaniego, Versace i Dolce & Gabana. Dzieci uwielbiały wtulić się w suknie Babci i zadurzyć się tymi dziwnymi zapachami.

Myśli Babci, gdy była sama lub się na chwilę zamyśliła, patrząc w górę, nad głowami dzieci, biegły zawsze gdzieś wysoko i tam łączyły się z czymś Ogromnie Ważnym. Najpewniej był to Bóg, bo tylko on tak Ważnym być potrafi, ale tego Babcia nie mówiła. Wtedy nic nie mówiła. Milkła a dzieci trochę przestraszone, trochę zdziwione, czekały na powrót myśli Babci na ziemię.

Babcia mówiła, że tak nabiera siły do życia.

Nadszedł jednak czas, gdy Myśli Babci były nieobecne wśród dzieci przez większość dnia. Gdy wracały, Babcia mówiła, że przychodzi czas, by wyjechać, by odejść. I nie pomagały protesty i płacze dzieci.

Wreszcie, niestety, nadszedł ten dzień, kiedy Babcia wyjechała. Tak naprawdę umarła, lecz tylko starsze dzieci to rozumiały. Mniejsze nie wiedziały, dlaczego babcia nie odpowiada na pytania, dlaczego się nie uśmiecha i dlaczego w tę daleką podróż jedzie w dziwnej skrzyni i jeszcze dziwniejszej karecie.
Za karetą szedł Król Eryk i bardzo wiele ludzi i wszyscy bardzo płakali. Dzieci też płakały, chociaż niektóre płakały dlatego, że inne płakały. Ale tak jest z dziećmi. Gdy mogą rozumieć, to nie rozumieją, gdy rozumieją, to już nie są dziećmi.

Kot Horacy lubił Starszą Panią, tak jak lubiły ją wszystkie zwierzęta i rośliny. Bardzo przeżył jej śmierć i przez wiele dni nie wychodził z kryjówki. Przestał nawet łowić myszy, ale tylko na jakiś czas.

Że nie był to czas stracony, można się było przekonać po latach, gdy ktoś za szafą znalazł wydrapane na ścianie poniższe słowa.

Mkną lata chyżo, czas nas nie rozumie,
Z modlitwy naszej drwi śmierć niepobożna.
Kroków starości wstrzymać nikt nie umie
I zmarszczek z czoła usunąć nie można.

Nikt nie wie, która modlitwa przyjęta,
Jaką ofiarą Bóg się da przekonać.
Choćby twa droga cała była święta
Niechbyś najświętszy i tak przyjdzie skonać.

Tak przyjaciele. Czas dla nas niedługi.
My wszyscy, którzy chleb jemy powszedni,
Przez Styks musimy podjąć się żeglugi,
Czyśmy królowie, czy kmiotkowie biedni.

To nic, że nie ma u nas krwawych wojen
I że nas morza nie pochłonie głębia:
Na próżno szatą ciało chronisz swoje,
Od wiatru, który niczym śmierć wyziębia.

Kiedyś próg przejdziesz, tak jak inni przeszli
I gdy krok zrobisz do światła przed tobą,
Ujrzysz tych wszystkich, co wcześniej odeszli
I cierpią karę, cieszą się nagrodą.

Porzucisz dom swój, pracę i rodzinę.
A drzewa, któreś w swym ogrodzie sadził,
Nie będą z tobą w ostatnią godzinę.
Chyba że cyprys, co ci w smutku radził.

Kto inny weźmie klucze twego domu.
Może godniejszy. I wypije zdrowie
Tych co zostali. I nigdy nikomu
O swoich lękach przed śmiercią nie powie.

Moja wersja Ody 14 Horacego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz