Tytułem
wprowadzenia: bajka została napisana za rządów Króla Domnalla Piegusa, pardon,
to jest Platformy Obywatelskiej, kiedy służbą zdrowia królestwa Domlandii kierowała
pani minister Ewa. A Obwieś to jeden z dzisiejszych lekarzy rezydentów. Jak
widać nic od tego czasu, prócz ministra zdrowia, się nie zmieniło.
Komu ty służysz? – zapytał Ciekawski jakiegoś ubranego
na biało Obwiesia, wyglądającego na balwierza, a może nawet znachora. Zdrowiu –
odparł zapytany. Czyli komu? – dalej dociekał Ciekawski. No, zdrowiu, czyli
zdrowiu -z głębi swej mądrości odpowiedział pytany, już lekko poirytowany. Nie
wiesz, co to jest zdrowie?
Nie wiem – rzekł Ciekawski.
Zdrowie to jest brak choroby – odparł zapytany.
To po jakiego ty mu służysz? Jakiemuś brakowi – nie
ustępował Ciekawski.
Nie służę jakiemuś brakowi tylko zdrowiu, które jest
brakiem choroby – rzekł Obwieś. Czyli jednak służysz brakowi. Skoro zdrowie to
jest brak choroby, to choroba jest brakiem zdrowia. A brak zdrowia to na
przykład źle działająca wątroba, licho pracujące serce, zżerający od środka
płuca rak albo biała krew zamiast czerwonej. W braku zdrowia występuje
nieskończenie wiele ciekawych przypadków, którym można służyć, natomiast brak
choroby, czyli zdrowie, jak powiedziałeś, jest sytuacją absolutnie nieciekawą,
rzekłbym, jednowymiarową. Ot, wszystko jest tak jak należy, każda część pracuje
dobrze, nic się nie dzieje, nic się nie psuje, żadnych perspektyw na zmianę,
ot, nuda sama. Lepiej więc być służbą choroby, czyli braku zdrowia – zakończył
swój monolog Ciekawski.
Ale to też brak. Tamto brak i to brak! I czym się tu
ekscytować. Same braki – nie wytrzymał zapytany. A jak się tak zastanowić, to
można pomyśleć, że sam jesteś wybrakowany. Ciekawski upierdliwiec – prawie
krzyczał Obwieś, któremu brakowało cierpliwości by dogłębnie wytłumaczyć braki
służby zdrowia, któremu to zdrowiu brakowało choroby, a może wręcz przeciwnie,
sam się już pogubił.
Ciekawski, nie chcąc kontynuować kłótni, odszedł na stronę
i zadumał się prawie filozoficznie. Zdrowie to brak choroby, a choroba to brak
zdrowia. Same braki. Same braki w zdrowiu i w chorobie. Wybrakowana sytuacja.
Bo o ile zdrowiu brakowało choroby, to służbie
zdrowia, sądząc po wyglądzie Obwiesia, brakowało wszystkiego. I aż dziw brał,
że Obwieś jakoś w tej służbie zdrowiu trwał.
Może lubił zdrowie i lubił mu służyć? Może pani
minister od zdrowia była tak atrakcyjną i pociągającą kobietą, że za całe
zdrowie wystarczyła? Można by może rzec, że sama była jak zdrowie, ba była
zdrowiem samym i to już służbie zdrowia wystarczało?
Wiedział król Ambroży co czyni, czyniąc symbolem
zdrowia, a zarazem odpowiedzialną za zdrowie w królestwie Domlandii, tak zdrową
kobietę.
Pacjenci na sam jej widok mówili: ale zdrowa .. – i
już czuli się nieco zdrowsi. Pewnie podobnie było ze służbą zdrowia, która być
może była nieco zdrowsza albo tylko mniej niedomagająca poprzez fakt, że
kierowała nią taka zdrowa .. kobieta. Stąd może ta nieuświadomiona radość ze
służby samemu zdrowiu, którą odczuwał Obwieś i jemu podobni na biało ubrani.
A Zdrowie jak to Zdrowie miało się różnie. Trwało w
egzystencjalnym dualiźmie z Chorobą, tak jak Bóg trwa z Szatanem, Dobro ze
Złem, Piękno z Brzydotą, chociaż starało się o tym nie myśleć, tak jak człowiek,
mogący się podejrzewać o posiadanie w organizmie okazałego raka nie chodzi do
lekarza, by nie żyć już w pewności nieuniknionego.
Tak też było
ze Zdrowiem. Po prostu udawało, że nic mu nie jest i że wcale nie jest brakiem
tylko wręcz nadmiarem. Nadmiarem zdrowia oczywiście, chociaż było już tylko
nadmiarem choroby.
To udawanie, jak zaraźliwa choroba, przechodziło na
Służbę zdrowia Królestwa, która także starała się nie myśleć, że cokolwiek jej
dolega.
Chociaż bogiem a prawdą tak starali się nie myśleć ci
jedynie, którzy kosili Zdrową kasę, czyli cyrulicy (nie mylić z hydraulikami),
rozdawaną im pełnymi garściami przez panią minister i jej urzędników. Natomiast
tacy jak Obwieś, o ile myśleli tak, jak mówili, czynili to jedynie z
zamroczenia urokiem uroczej pani minister, który to urok skutecznie zaczęły im
wybijać z głów płaczące z głodu w domach dzieci. Pewnie stąd brało się to
zdenerwowanie Obwiesia i ta nieumiejętność sformułowania właściwej oceny.
Kiedy król zorientował się w problemie było już jak
zwykle za późno. Zdrowie zamieniło się w swoje zaprzeczenie, czyli w brak
zdrowia, czyli w Chorobę, a właściwie w jej nadmiar.
Ogłoszono w Królestwie stan nadzwyczajnej epidemii.
Właściwie nie znano nazwy choroby, ale znano jej źródło. Otoczono kordonem
sanitarnym Szpital Królestwa i postanowiono go spalić świętym ogniem, by zabić
to, co było chore i chorobę po Królestwie roznosiło.
W szpitalu nie było Zdrowia, więc Zdrowie miało szansę
się uratować. Śmierć ponieść miała choroba, zaraza, która opanowała Szpital
królestwa i jego służbę zdrowia.
Płomienie wzbijały się wysoko. Ludzie twierdzili, że
widzieli lecące w chmury powykrzywiane duchy najwięcej biorących, szkaradne
choroby, znane z reklamy domestosa, a także piszczący rozkosznie – nawet w tej
sytuacji – duchy Pani Minister i jej urzędników, nie mogących sobie poradzić z
reformą.
Zdrowie siedziało pod krzakiem i spoglądało w
oczyszczające płomienie. Wokół niego tańczyli miejscowi czarownicy i znachorzy.
Mieszkańcy Domlandii wyglądali zza węgłów domów i głowili
się, czy będzie im ze Zdrowiem po drodze.
W Pałacu Królewskim Wielka Rada Królestwa szykowała im
i Zdrowiu nową, tym razem ostateczną reformę. Nazwano ją Ostateczne
Rozwiązanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz